Rano wchodzę do restauracji tylnym wejściem, przez ciemną jadalnię, aż do drzwi wejściowych. Podnoszę żaluzje i patrzę, jak światło słoneczne wpada przez wysokie okna i odbija się od lady.
Wychodzę przez drzwi na taras i z dumą patrzę na mój "adoptowany dom".
Kątem oka zdaję sobie sprawę, że coś jest nie tak: Poziom eskalacji czerwony. I to jest czerwień komina. Czerwień Michelin. Tam, gdzie od pięciu lat wisiała plakietka przewodnika, są tylko duże dziury i blady kontur.
Co więc zrobić, gdy symbol czegoś, co znaczy dla ciebie pół świata, zostaje złośliwie skradziony w akcie rażącego wandalizmu?
Dokładnie to, co zrobiliśmy, aby zdobyć tę nagrodę: Byliśmy kreatywni i zakasaliśmy rękawy. Po szybkich zakupach w sklepie dla majsterkowiczów, sami namalowaliśmy gwiazdę na fasadzie starego budynku, dziką i wolną od ptaków. Cały Berlin, cały Kreuzberg. My wszyscy.
Wywiad z Maxem Strohe:"Chcę móc być tym, kim jestem".